Sacred
Forum Klanu

FAQ Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Zaloguj
Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Szukaj

takie male cus (wstep na wlasna odpowiedzialnosc)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sacred Strona Główna -> Historia
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pon 1:35, 26 Lis 2007    Temat postu: takie male cus (wstep na wlasna odpowiedzialnosc)

Takie male conieco:D


a tym o to wygralem konkurs literacki

Gorączkuje. Nie przeżyje nocy. – zmęczony głos felczera zabrzmiał wyjątkowo głucho w niewielkim namiocie głównego inżyniera korpusu.
- Musi być coś, co można poradzić! – jęknął Gunther Stammerfeld, hrabia Talabheim.
- Nic nie mogę poradzić. – lekarz nie miał nawet sił, żeby się zirytować – Trucizna jest o wiele za silna, nawet, gdyby posłano po mnie wcześniej, nie sądzę, bym był w stanie mu pomóc.Biedak. Powinien był wiedzieć, że rośliny Sylvanii są równie niebezpieczne, jak istoty, które ją zamieszkują... Miał żonę?
- Miał. A w zasadzie ona miała jego. Będę musiał przekazać jej te wieści osobiście. Jurgen nie zasługiwał na nic mniej.
* * *
- Panowie oficerowie. - zagaił Stammerfeld - W związku z tragiczną śmiercią inżyniera Jurgena Schaffera, dowódcy naszej artylerii, zmuszeni jesteśmy do podjęcia niełatwego wyboru. Czy będziemy kontynuowali naszą wyprawę w głąb tego przeklętego kraju, narażając na niezawodny hazard siebie i wszystkich naszych
ludzi – bo chyba nikt z nas nie ma wątpliwości, że brak wsparcia dział wróży niezwykle trudne walki - czy też zawrócimy, jak psy podkuliwszy ogony, i narazimy się na hańbę i niełaskę Cesarza?
Stojący wokół stołu w namiocie hrabiego, oficerowie korpusu ekspedycyjnego Jego Cesarskiej Mości Karla Franza; Oscar Malden, dowódca regimentu halabardników, Morten de Barge, dowodzący oddziałem Greatswordów, przewodzący marienburskim pikinierom Hans Venzler, baron Wilhelm von Kristed, pierwszy pośród Rycerzy Płonącego Słońca, baron Dieter von Greiss, sprawujący komendę nad hufcem lekkiej jazdy, adiutant hrabiego, młody graf Stefan de Twein i wędrujący z nimi kapłan Sigmara Angus Breithelm milczeli. Milczenie było ciężkie, wręcz przytłaczające, zwłaszcza, że wybór stojący przed nimi był zaiste niełatwy. Gdyby zawrócili teraz, nigdy nie zdołaliby zmazać swojej hańby i wstydu, ale kontynuacja wyprawy z pozbawioną dowódcy artylerią równała się samobójstwu.
Hrabia powoli spojrzał na każdego z podwładnych.
- No więc? Panie de Barge? Baronie von Kristed? Panie von Greiss? Malden, Venzler? Co panowie radzą?
Nieznośną ciszę przerwał jednak kapłan Breithelm.
- Za pozwoleniem, panie hrabio. Oczywistym jest, że naszą wyprawę powinniśmy kontynuować. Ale nie bez artylerii. Należy przydzielić jej nowego dowódcę.
- Kogo? – parsknął Stammerfeld – Tego szczeniaka Bulleiva? On jeszcze ma mleko pod nosem, a Forbeck zna się tylko na obsłudze dział, a nie kierowaniu ich ogniem!
- Jest jeszcze ktoś, panie hrabio. – stwierdził von Greiss – I suponuję, że wielebny Breithelm myśli o tym samym. Graf Wolf von Sah Rhem, jeśli mogę, choć służy w mojej jeździe, szkolił się we wszystkich arkanach sztuki dowodzenia, i wie, którym końcem strzela armata. Proponuję, by dać mu szansę. Daję parol, że nie zawiedzie.
- Dobrze więc. Ręczycie własnym honorem, baronie... Jakieś obiekcje? Panowie? – Gunther Stammerfeld zajrzał w oczy każdemu ze zgromadzonych – Dobrze więc. Postanowione zatem. De Twein, poinformujcie grafa Sah Rhem, że objął właśnie ogólną komendę nad artylerią całego korpusu. Przygotować się do wymarszu, za dwie godziny ruszamy!

* * *
- No i masz ci, życie w regimencie halabardników. – Oscar Malden zaklął plugawie, poprawiając chwyt na rękojeści miecza i spluwając do kałuży pełnej brudnej wody. Niebo nad Sylvanią było ciemne od chmur, z których niedawno spadła ulewa paskudnej, ciężkiej jakby wody. Nic w tej zatraconej krainie nie było normalne. Nawet deszczowa woda. Koń niespokojnie dreptał w miejscu, rozpychając na boki tłoczących się dookoła żołnierzy.
– Masz ci życie. Mają nas. – Fakt nie ulegał kwestii, ciężka kawaleria nieumarłych pogalopowała łukiem, i zaszła cesarskie wojska od flanki. Flanki, która jeszcze niedawno osłaniana była przez pikinierów z Marienburga. Cały regiment jednak wycięły niemal w pień hordy przeklętych szkieletów, a resztki przegrupowały się, kryjąc się z tyłu formacji Maldena. Teraz kawaleria martwiaków miała wolne pole, by nabrać rozpędu i wbić się w bok czworokąta tworzonego przez halabardników.
- Masz ci życie. – powtórzył po raz trzeci kapitan regimentu. – W prawo zwrot!! – ryknął – Dzierż szyk! Ramię w ramię!! Przygotujcie się!! Nikt nie jest sam, razem stoimy, i razem będziemy walczyć!! Przygotujcie się, na sztorc halabardy!! Na sztorc, durniu! Jak pikę! Zaprzeć się, i czekać!!
Konnica nieumarłych nabierała rozpędu, szła ławą. Widok był tak imponujący, jak przerażający, zwłaszcza, że w niedalekiej perspektywie oznaczał śmierć wielu, jeśli nie wszystkich ludzi Maldena.
* * *
- Ale jaśnie panie, lont zamókł! Nijak podpalić!
- Dawaj to, bałwanie! – Sah Rhem wyszarpnął żagiew z ręki spanikowanego artylerzysty. Wyciągnął sznur trochę bardziej ponad krawędź otworu, zagiął – Dajcie gorzałki.
- Gorzałki?! Ależ, panie, co wy...
- Nie dyskutuj, Pani lekkich obyczajów twoja mać, dawaj!
Jeden z obsługi sąsiedniego moździerza zagrzebał w skrzynce leżącej obok beczek z prochem, wyciągnął z niej bukłaczek, siłując się z paroma innymi rzeczami, po czym podał go nieszczęsnemu strzelcowi, który, drżącymi rękami, przekazał naczynie Wolfowi. Ten wyrwał korek zębami i delikatnie polał wyciągnięty lont alkoholem. Obsługujący działo patrzyli na to, nie wiedząc, co myśleć.
- Podpalać! – krzyknął Sah Rhem do pozostałych załóg, po czym sam przyłożył żagiew i odwrócił się natychmiast, kuląc się i zakrywając uszy.
* * *
Ze wzgórza nieopodal dała się słyszeć seria stłumionych wybuchów, a zaraz po niej przeszywający świst. Część z szarżujących nieumarłych została zmieciona razem ze szkieletowymi końmi. Gdy wydawało się, że już po wszystkim, gwiżdżąc przejmująco, w środek zdruzgotanej formacji kawalerii spadła jeszcze jedna kula, niechybnie wystrzelona z moździerza, wybuchając po chwili pod kopytami martwych koni, i wyrzucając dobry tuzin jeźdźców w powietrze.
Nagle pędzący Czarni Rycerze, zdziesiątkowani celną salwą cesarskiej artylerii, przestali wyglądać tak imponująco. I groźnie. Malden splunął i poprawił chwyt na rękojeści miecza.
- Naprzóóóód, ludzie, w nich bij!! ŚMIEEEERĆ!!! – poganiając konia do cwału i czując rosnącą wściekłość, zawsze towarzyszącą walce, cesarski kapitan Oscar Malden nie zauważył nawet gry swoich słów.
* * *
Spoglądając na pobojowisko, pełne ludzkich ciał i mnóstwa porozrzucanych kości, Wolf von Sah Rhem otarł rękawem spocone czoło.
- Dajże jeszcze tej siwuchy... – skinął na tego z obsługi artylerii, który wcześniej odnalazł bukłak wśród innych cesarskich zapasów. Po chwili pociągnął solidny łyk, krztusząc się trochę, był to bowiem samogon przedniej doprawdy roboty. Przekazał naczynie właścicielowi. – Dobrze, żeś miał. Uratowała nas, niejako. – pochwalony żołnierz rozpromienił się – Ale jak następnym razem znajdę, niecnoty, tydzień was o chlebie i wodzie...



II

Wokół panowała cisza, przerywany tylko od czasu do czasu stukotem kół taboru i parskaniem koni. Widoczność była bardzo zła. Panująca wokół mgła zamazywała kontury lasu, w którym wiła się droga. Wolf Sah Rheme poprawił swój czarny kapelusz która opadał mu na oczy.
-Życie żołnierza to nie tylko piękne bitwy, ale też niekończące się marsze o głodzie, chłodzie, smrodzie i bez gorzałki.
Z przodu słychać było, jak stary wiarus poucza świeżego rekruta, który myślał, że żywot żołnierza to tylko piękne bitwy, a nie wielokilometrowe przemarsze. Cisza otaczającego lasu była niewiarygodna. Żaden liść nie drgał. Las był niczym zaklęty. Pradawna magia czekała tylko na mały ruch który obudziłby jej niszczycielska moc.
******************
Zimne oczy zwiewnej duszyczki patrzyły wrogo na tabor .Tyle lat temu gdy była gwałcona właśnie przez imperialnych żołnierzy wybrała swoja drogę przeklęła siebie zwracając się mocy krwi aby uczyniła ją silną do zabicia prześladowców. Gdy ja zabili jej dusza przemieniła się w widmo zgodnie z obietnica. Oni odjechali ale nadeszli inni teraz przyjdzie czas na jej zemstę. Sylvania jest pełna dusz czekających na zemstę. Śledziła go od samego początku, gdy tylko wjechał do lasu. Każda chwila zbliżała do zasadzki. Nic nie warci ludzie, po śmierci dołączą do armii jej pana, zostaną bezwolnymi narzędziami w jego zimnych rękach..
*****************
Korpus powoli zmierzał do przodu. Droga, po której podążali coraz bardzie się zwężała - miedzy jednym a drugim brzegiem lasu było niespełna dwa i pół metra.
W lesie dalej panowała niespotykana cisza. Mgła podnosiła się, delikatnie odsłaniając kontury lasu.
-Widzisz, gdy już bolą cię nogi tak, że masz wrażenie, że zaraz upadniesz, to znak, że oficerowie zrobią postój za jakieś pięć godzin.
-A co będzie, jak upadnę i nie będę mógł się podnieść?
-To wtedy jeden z panów oficerów przyjedzie, wyciągnie bat, i zacznie liczyć. Gdy po trzech sekundach nie wstaniesz na nogi, to bat spadnie na twoje plecy.-
- Czy, czy to będzie osławiony kocur...? - głos rekruta był ściszony.
- Ależ oczywiście, że tak. Nasz korpus ma dobre znajomości z bracią marynarską - to oni nauczyli używać go do budzenia opornych do marszu...
Wolf przysłuchiwał się rozmowie jednym uchem. Jego umysł zaprzątały inne, ważniejsze sprawy. Ta mgła i ten dziwny las nie podobały mu się.
***************
Gunther Stammerfeld jechał spokojnie na koniu wraz z swoim dobrym przyjacielem, baronem Wilhelmem von Kristed, na czele jego rycerzy. Ich rozmowa dotyczyła ich młodego dowódcy artylerii, grafa Sah Rheme.
-Ależ Guntherze, przecież on rzemiosła uczył się pod samym von Stigiem! Wiesz, jakim zaufaniem darzył on artylerię. Sam słyszałeś, jak chwalili go kanonierzy za jego pomysł i stalowe nerwy. Doskonale wyczekał chwili, aby przeważyć szalę zwycięstwa na nasza korzyść. Gdyby nie on, wielu obecnych tu żołnierzy straciłoby życie! Myślę, że po powrocie można będzie go polecić jako kompetentnego i zdolnego dowódcę, który powinien samodzielnie dowodzić korpusem.
-Wilhelmie... Ile lat razem ze sobą podróżujemy, nigdy, nigdy jeszcze nie mieliśmy tak odmiennego zdania. Artyleria jest bronią nieobliczalną. Nigdy nie wiadomo, czy zadziała, jak należy, nie można na niej polegać... A to, co ten młokos zrobił, polewając lont wódką, woła o pomstę do nieba! Zgodzę się, że jest obiecującym oficerem, ale na dowództwo korpusu nigdy nie zasłuży, za bardzo ufa swoim przeczuciom, oraz artylerzystom wywodzącym się z gminu. On, oficer, a woli przebywać wśród ludzi bez szlacheckiego rodowodu. Przecież, kto zadaje z gównem, sam się nim sta...-
Jego głos nagle zamarł - w miejscu gdzie była jego głowa, znajdowała się pustka. Szyja tryskała strumieniami krwi. Las jakby nagle ożył. Ciszę przerwały wysokie dźwięki fellbats. Strzelcy von Reba próbowali strzelać, jednak pudłowali haniebnie. Czas spędzony w tawernach, zamiast na ćwiczeniach, przyniósł efekty. Wielu z nich leżało już z oderwanymi głowami. Rycerze próbowali opanować tańczące konie, gdy, pojawiwszy się znikąd, uderzył w nich czarny powóz. Wilhelm von Kristed nie zdążył nawet krzyknąć, gdy upadał na ziemie z olbrzymią, tryskającą krwią dziurą w piersi.
****
-Niech ich szlag, nie mieli kiedy nas zaatakować!? Widzisz, młodziku, przy starym Klugle nie zginiesz, teraz tylko trzymaj ta halabardę silno! Mówię, Pani lekkich obyczajów, silno, a nie jak cycki kurwy na jarmarku!!
Zgiełk walki wyrwał Wolfa z zamyślenia.
-Przygotować działo.
Jego głos był stanowczy i spokojny. Artylerzyści natychmiast wykonali rozkaz, ładując armatę, i ustawiając ją na pozycji do strzału.
Z tyłu konwoju pojawili się nagle nieumarli konni.
-Strzelajcie, jeśli wam życie miłe!
-Tak, pa... - Kanonier nie zdążył odpowiedzieć do końca Fellbats urwał mu głowę jednym ruchem pazurzastej łapy. Kawaleria zbliżała się coraz bardziej. Sah Rheme zeskoczył z konia, dopadł działa, i już miał odpalać lont, gdy poczuł paraliżujący ból w piersi. Pancerz, który go chronił, został przesieczony ostrymi jak stal pazurami fellbats. Z zagłębienia zaczęła wypływać krew. Ostatkiem sił podniósł lont i przyłożył ogień. Huk wystrzału ogłuszył go. Z tak małej odległości, skutki były dla nieumarłych katastrofalne, kula zmiotła wszystkich jeźdźców na swojej drodze. Ale reszta pędziłą nadal.Wolf czul zblizajaca sie smierc.Nie bał sie jej ilez to razy stawał naprzeciw niej.Zaczał zmawiac modlitwe do Sigmara,poprawiac chwyt miecza.Zanim umrze zabierze ze soba jeszcze paru.Jazda była w odległosci dziesieciu metrów gdt nagle padła komenda
-Cel..pal!
Huk wystrzałow zmieszał z klekotem upadajacych kosci.To pułkownik Sharp zebrał resztki strzelców.Przed nich wystapił regiment greatswordów.Jazda uderzyła w nich i odbijła sie po chiwli zaczeła sie rozpadać od mocnych ciosów mieczników.Graf odetchnał z ulga próbował się podnieść jednak rana była zbyt głeboka aby wstać upadł bezwładnie na ziemie.
***********

-widzisz teraz to jak nas cos rypnie to ino raz....
-Czy my zginiemy?
-Bedzie dobrze synek nie martw sie.Chyba wygrywamy....
-TRzymaj zesz ta halabarde jak nalezy.Uwazaj.....
Rekrut w ostatiej chwili odparł atak ghoula.Jednak jego uderzenie wytraciło mu halabarde z dłoni.Klugle zasłonił swym ciałem młodzika i ciał straszliwie; ghoul rozpadł sie na dwie połowy.
-Trzymaj zesz tą halabarde mocno....Jak w kurwe whcodzisz za mocno to wrzeszczy i drapie a jedyna wada tego jest ze zarazisz sie syfilisem...A tu a tu jak nie bedziesz mocno trzymał i machał to predzej czy poznej ja twierdze ze predzej akt miłosny ci coś łeb przy samej dupie.
-Odchodza-rozległ sie krzyk....

Zmora patrzyla z rosnacym zdenerwowaniem.Nie tak miał potoczyc sie atak.
-Pan bedzie niezadowolony.... Czas jej zemsty sie zbliza ten który tu dowodzi jest potomkiem tego który mnie zabil.Nadszedł czas mojej zemsty nareszcie..... szeptała cicho poczym znikła zaniesć wiesci o klesce
**************

Wolf obudził sie w lazarecie rana na piersi paliła zywym ogniem.Mimo to wstał i probował wyjsc.
-Alez panie jesteś ciezko ranny musisz lezeć.
-Musze przygotowac korpus do obronny oni wróca jak nie dzis to jutro ale wróca.
Panie masz sie połozyć ale to natychmias-felczer był nieugiety w swoim zadania.
Wolf wrocił do łozka
-Każ sprowadzic do mnie Maldena,de Barge ,Venzlera oraz von Greissa.Sa mi natychmiast potrze...jego głos załamał sie stracił przytomność


III


-Widzisz chłopcze.-głos Klugle mieszał się z chrobotem kół taboru-parabola żołnierskiego życie składa się z trzech słów karczma, burdel i kupa gówna...Pierwsze dwa słowa już były...-sierżant zamyślił się na chwilę- Teraz pozostało nam już tylko wdepnąć w gówno.
-Orki! - rozległ się krzyk z przodu...-No to, wdepliśmy właśnie w gówno.
-Trzymaj tylko mocno halabardę bo wiesz....-uśmiechnął się-inaczej może ci coś łeb przy samych jajach akt miłosnyć-roześmiał się rubasznie
Młodzik wyglądał na przerażonego..- a co się stanie jak już one do nas dojdą?- zapytał
-to będziesz musiał machać ta halabarda...-odparł Klugle

Maszerujące kolumny rozsypały się. Tupot żołnierskich butów mieszał się z odgłosami wykrzykiwanych komend. Czarno-czerwone stroje żuawów śmierci mieszały się z ciemnozielonymi strzelców Sharpa.
Artylerzyści odwracali działa w kierunku zielonych hord orków. Natomiast cięzka jazda smoków Sah Rheme jak zwykle była w odwodzie....
-Dwa stopnie niżej- krzyknął graf
-Już się robi..- Tym razem salwa dosięgła regimentu zielonoskórych...Pole bitwy powoli zasnuwał dym z muszkietów i pięcio-funtówek. Do tej pory nie odezwały się imperialne działa organowe. Od czasu do czasu przed imperialną linią upadł kamień wyrzucony z orczej katapulty bądź wbiła się strzała z balisty.
-*****************************
-Sierżancie dlaczego my tylko stoi i stoimy-Zapytał się młodzik....
-Wiesz –ściszył głos- tylko nie przekaż tego dalej. Bo lepiej stać i czekać aż ich nasi chłopcy artylerii zmiękczą, a potem my dokończymy resztę-roześmiał się rubasznie.
-Ale dlaczego strzelają tylko strzelcy i działa pięciofuntowe? A działa organowe milczą?
-Wiesz, istnieje coś takiego jak skuteczny zasięg danej broni, a tak na przyszłość żebyś wiedział jak zaczynają strzelać działa organowe to znaczy, że za niedługo będziemy walczyć wręcz...., a jak zaczniemy walczyć wręcz to sytuacja zrobi się nieciekawa. Te bestie są większe, silniejsze i do tego śmierdzą gorzej niż gnój wywożony na pole podczas jesieni...
-Panie sierżancie, gnój wywozi się na pole podczas wiosny...-odezwał się niezrażonym głosem młodzik.
-Ale jak pan sierżant twierdzi, że na jesieni to na jesieni-wtrącił się drugi, który widocznie był dłużej w wojsku
Dyskusja rozwijała się i rozwijała....
-Cisza Pani lekkich obyczajów....plotkujecie jak stare Pani lekkich obyczajów baby. Cisza ma być bo jak nie usłyszę rozkazów to spotkacie się z waszym ukochanym kocurem...Rozumiemy się? To dobrze.- słychać było, że sierżant zrobił się zły odkąd na horyzoncie pojawiały się orki...

-Panowie dziś przyszło, zmierzyć się nam z zieloną hordą. Naszym celem jest powstrzymanie jej tu na tych zielonych polach. To mnie wybrało cesarstwo , a ja was moi kondotierzy do obrony granic Imperium. Możliwe, że wielu z was zginie ale wasza ofiara nie pójdzie na marne. Musimy powstrzymać ich...-graf zawiesił głos- Tak nam dopomóż Sigmar...Na koń panowie...
Rozkaz został spełniony bardzo szybko. Ulf von Bock wieloletni przyjaciel grafa poprowadził ciężką jazdę Smoków na lewą flankę. Ich zbroje lśniły w promieniach słońca, wypolerowane groty lanc wskazywało niebo nie skażone żadną chmurką. Niewielu z nich jeszcze nie wytoczyło krwi na polu bitwy. Większość z nich stanowili weterani wielu bitew zdobywający swe umiejętności w na pograniczu Estalii i Tilei .Graf Sah Rheme zatrudnił w swojej armii ich właśnie gdyż umiejętności najemników często przewyższały umiejętności rycerzy z różnych bractw.
Czekali teraz na jedną komendę aby ruszyć do walki. W końcu graf wydał rozkaz.
Ziemia zatrzęsła pod kopytami koni smoków. Ruszyli w końcu do boju ich celem była ciężka jazda orków, która na dzikach poruszała się w stronę żuawów śmierci
-Trzymać mocno tę halabardy- rozległ się wrzask sierżanta, po chwili dodał – jeśli
oczywiście życie wam miłe.
W końcu smoki wpadły od lewej flanki w oddział ciężkiej jazdy orków. Teraz nie było finezji i zwodów. Stal była przeciwko stali. Brutalna siła przeciwko ludzkiej inteligencji.
Walka był zacięta wielu kondotierów nie miało ujrzeć już dziś zachodu słońca. Orcza krew spływała po mieczach najemników. Za każdego który został zabity orki płaciły po dwókroć.
Armia zielonoskórych widzą pogrom jej najlepszej jednostki powoli zaczęła poddawać tyły.
Wtedy to akcji wkroczyła lekka jazda szlachecka, która zaczęła gonić uciekającą armię....
Zwycięstwo sił imperialnych było już niepodważalne.....

IV

Gorączką nie opuszczała ciała grafa. Ciągle męczyły go dreszcze i senne majaki. Felczerzy kiwali tylko smutno głowami, ich umiejętności na nic się zdawały przeciwko grobowej gorączce. Każdy oddech oznaczał to , że dalej żyje , a jego ciało nie poddało się gorączce.
W namiocie były bardzo ciepło gdyż cały czas starano się utrzymać temperaturę, dzięki której miano nadzieje wyleczyć Wolfganga Sah Rheme...
****
Ognisko płonęło smętnie jakby miało zaraz zgasnąć. Co chwilę ktoś dorzucał jakieś drewno aby utrzymać ten jakże nikły płomień.
-Eh Pani lekkich obyczajów, w tej pieprzonej krainie nawet drewno nie płonie tak jak powinno- zaklał Klugle
-Ależ sierżancie to przez to, że jest mokre.Moja mama zawsze mówiła , że trzeba palić suchym drewnem...-odezwał się młodzik
-A widzisz tu gdzieś suche drewno- warknął sierżant....
Rozmowę przy ognisku przerwały odgłosy opadającego kocura na czyjeś plecy. Wszystkie głowy obróciły się w kierunku, z którego dochodził dzwięk
-Wszyscy jesteśmy straceniiii nadchodzi lord końca czasów-opadniecie kota na plecy-módlmy się do Sigmara –trzask kota-módlmy się aby zesłał swoja inkarnację....-trzask kota..
-Jeszcze tego nam tylko brakowało biczowników, nie dość że dowódca chory armia w rozsypce to jeszcze ich nam brakowało... ale w sumie wdepnęliśmy w gówno więc teraz czas na karczme i burdel ! – roześmiał się rubasznie- ilu z was był wcześniej w z kobietą? Czy ja dobrze słyszę, że nikt? O ja akt miłosny same prawiczki....Sigmarze kimś Ty mnie pokarał....?
Ale nie martwcie się chłopcy przy starym Klugle nie zginiecie a nawet na dziwki pójdziecie-uśmiechnął się-A teraz niecnoty wy moje pójdzie pełnić wartę nie daj Sigmarze abym was dorwał jak będziecie na niej spać pożyczę specjalnie kota od biczowników i wygarbuje wam skóry.......
***
W namiocie, który obecnie stał się namiotem narad toczyła się zażarta rozmowa.
-Musimy się wycofać nie mamy innego wyjścia-wręcz krzyczał Malden
-Jak mamy się wycofać jak jesteśmy już tak daleko? Przecież połowa naszych żołnierzy jest chora-odpierał argumenty Otto de Barge
Kurt Venzler nie odzywał się w końcu znudziły mu się słowne utarczki dwóch dowódców
- a czy w do ciężkiej cholery nie pomyśleliście ze jesteśmy w oblężeniu na wrogim terenie? Czy chodź raz przyszło wam na myśl, że jesteśmy zdani ty tylko na nasze siły a nasz taktyk leży złożony gorączką? Więc przestańcie się kłucić , a weźcie się do roboty bo czas działa na naszą niekorzyść.
-Zgadzam się z Kurtem, jazda nasza potrzebuje wypocząć ciągłe walki nadszarpnęły siły rycerzy.-odezwał się von Greiss
Debata przeciągła się do późnej nocy.....
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Pon 13:26, 26 Lis 2007    Temat postu:

Super! Warhammer jest rewelacyjny, szczególnie w formie bitewnej!
(rany! jak ja kocham undeady ;] )

Pisz powieść - masz dryg - bardzo mi się podoba, a jestem pewien, że mojemu bracholowi też się spodoba - on wprost uwielbia Warhammera i jego szarą, brutalną rzeczywistość...
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Wto 14:41, 27 Lis 2007    Temat postu:

Dlaczego zachowujemy się źle na lekcji?

Z jednej strony jest to bardzo trudne pytanie, natomiast z drugiej strony bardzo łatwe.W mojej pracy postaram się odpowiedzieć na to pytanie, opierając się na analizie przebiegu lekcji z punktu widzenia nauczyciela, który niestety musi wyłożyć materiał bez względu na to czy jest on ciekawy czy nie.
Patrząc z punktu widzenia ucznia, wykładany materiał nie jest ciekawy jest on po prostu nudny, a nuda powoduje, że uczeń zaczyna rozmawiać z kolegą z ławki z kolegą z ławki więc zaczyna sie coraz głośniejsza rozmowa która powoduje rozprężenie atmosfery naukowej w klasie czyli uczniowie zaczynają być nieznośni.
Kolejna rzeczą która powoduje złe zachowanie u uczniów na lekcji jest niewyspanie; kto widział aby zaczynać lekcje od godziny ósmej, przecież to jeszcze ciemna noc, a jak wiadomo w nocy się śpi. Gdy uczeń jest niewyspany, a lekcja jest nudna to chce mu się spać, więc aby nie zasnąć musi coś robić aby się rozbudzić czyli zaczyna przeszkadzać w lekcji.
Ostatnią rzeczą wywołująca złe zachowanie u ucznia na lekcji jest chęć wykazania się przed grupą oraz zaimponowanie komuś co z reguły wiąże się z byciem nieznośnym na lekcji.Niestety takie jest prawo młodości oraz zdobywania uznania w grupie.Nie ceni sie za naukę tylko za to jak się zachowuje na lekcji im gorzej tym ma większe uznanie w grupie, jest bardziej szanowana co oznacza awans w hierarchii klasy
Podsumowując złe zachowanie na lekcji zależy nie tylko od tych trzech czynników wymienionych przeze mnie, zależy również od masy innych, których znaczenie nie jest marginalne,gdyż połączone ze sobą tworzą wybuchową mieszankę, które daje o sobie znać na lekcji.Przede wszystkim nauczycielom płacą za siedzenie na lekcji nam niestety nie co jest rażącą niesprawiedliwością, która w wielu momentach wywołuje złe zachowanie na lekcji
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Wto 16:29, 27 Lis 2007    Temat postu:

gładzenie sufitu:D

[link widoczny dla zalogowanych]

zabudowanie dziury na grzejnik:D
[link widoczny dla zalogowanych]

a teraz sie opierdalam:D

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Wto 16:33, 27 Lis 2007    Temat postu:

I zobaczyłem na białym
tle czerwonego smoka
Starożytny sztandar
podnoszony niezliczona ilość
razy w tak wielu światach
Wzywał tych , których
przeznaczeniem jest
wielkość
z tych wszytskich którzy
wznieśli sztandar
w pierwszym zapomniamym
świecie
są już tylko nieliczni
Ci których kolo czasu
nie wypruło ze wzoru
Lecz Ci którzy odeszli
na zawsze pozostana
w sercach naszych,
gdyż zapomnieć
o nich byloby
niewdzięcznością
Wciąż rodzą się
nowi ze znamieniem
smoka na ciele
musimy ich odnaleźć
przypominieć o
dziedzictwie
które jest ich przeznaczeniem
Sztandar znów powiewa
nad zamkiem
czy Ci zagubieni
przebudzą się i dołaczą?
Nie wiem...
jestem tylko ślepym poeta
widzącym świat przez pryzmat
innych


Śniłem sny
piękne sny
w których blady
świt jakże piękny
świt w którym
nie gasł
ogień walki
gdzie wszytsko
było możliwe
a teraz...
odchodzę..
odrzucam wyciagniętą dłoń
przyjaciół,
kończę snić
sny o potędzę...
one umierają...
wraz ze mną...
już nie ma
świtu..
jest pustka....

Który raz juz
swa armie
do boju
prowadzisz
znowu niesiesz ogien
znisczenia
szukasz zapomnienia
w bitwie
od bolu
swego
przekletego istnienia
który to juz raz
armie na śmierć
prowadzisz
pierwszy setny
czy tysieczny
I tak nie wygrasz
twoje przeznaczenie
dopadnie Cie
gdy (już)o nim
zapomnisz


Widziałem kraine w ogniu skompana
gdzie niebo było stalowe
a zarty nie istaniały w niej
Widziałem wroga reka jak siegała po jej ziemie
zachłannie
jednak ona sie broni
walczy do ostatka
ze wszystkich swych sił
wysyła swych synów na
ostatnia droge
broni sie ponoszac okrutne straty
zatakował ja wojskiem jakiego
swiat nie widział
a tej krainy jedynie tysiace bronia zołnierzy
Widziałem jak krwawy wschód zapowiadał
dzień pełen śmierci a noc
nie przysnosiła odpoczynku
widziałem jak marli wojownicy jeden za drugim
zołnierze jakich swiat nie widział marli
marli na równinie Dies Irae
Widziałem jak ciemnozielony sztandar
podnosił zołnierz z popiołu
a wraz z podniesieniem jego
odbudowała sie wiara
ostatnich zołnierzy
niczym feniks odrodziła sie w ogniu
Widziałem
juz nic nie widziałem
ja slepy poeta juz nic nie widziałem
umarł mój wzrok wraz z nimi
ostatni obroncami rowniny



Widziałem pekajaca wieze
wsród huku fal
oceanu
Widziałem płonacy Drakkar
smierć zapowiadał
do ostatnij drogi wzywał
do Valhallii
wiernych wojowników
poległych tam gdzie
swit z zmierchem sie miesza
wsród szumu fal odpływa
nagle płonie
słychac piesn
niesie sie po
grzebiatch fal
ostatnia piesń
czy zapowiada Ragnarok
tego nie wiem
nie widza me slepe oczy
tego co zapowiada
bogowie zabraniaja mi dojrzeć
swych zamiarów
jednak cóz to
twierdza o która sie tyle armii
rozbiło
swieci dziwnym blaskiem
odradza sie
wsród ryku smoków
wyrusza z niej nowa armia
ciemnozielony sztandar wznosi ku
górze
na nim dwa miecze
skrzyzowane
To Dies Irae
me oczy widza znów
ach co za radośc
znów widziec
podziwiac piekno swiata
móc czuc
promień słonca na oczach
lecz wzrok odrywam
patrze na nich
na ich wypolerowane zbroje
gdzie ida
walaca sie wieza
po co ida
walaca sie wieza
kogóz zabic ida
walaca sie wieza
cóz ida zdobyc
ach co za ból patrzeć na ten
boski przybytek przez bogów
smiertelnikom oddany
boskośc razi me oczy które widza
nie
czemu za co??
odbieraz mi wzrok
Słysze trzask
ostatnia wieza pada
nie widze juz nic
znów slepy poeta
nie widzi nic zdany
na łaske bogów
wsród równin
Imperium


Nocną porą
Krzyk
niesie się
daleko
przytłumiony lekko
sypiacym śniegiem
obmywającym łzy
na twarzy
przeklętego
krzyk bólu
z
żalu
po stracie ukochanej osoby




Tonę w swych
myślach
pełnych obrazów
niczym
w bezmiarze wód
oceanu
pełne smutku mysli
żalu pełne
za Nią
Cymorcil
Pania Serca
przeklętego
Demona



Ciemna zimna złowroga
pełna magii cicha piekna
O Nocy
ma Panii
jedyna
czemu odchodzić musisz
gdy przeklęte słonce z oddali się
zbliza
w Twych srebrnych oczach
znalazłem zatracenie
otulić sie w czerń Twych mrocznych ramion
o najsłodsza z rozkoszy
gdyby nie to ze rankiem
nadchodzi rozłaki czas
gdy Twój słoneczny kochanek wstaje
W chwili znou jestem sam
samotny
O Nocy ma miłości jedyna
wyrzeknij choć słowo
srebrnooka kochanko
zycie swe poswiece
by stanać u Twego boku
ma jedyna mroczna kochanko
Gdyz w mroku królestwa Twego
zostałem zrodzony
Mrok pokochał mnie a ja
pokochałem
Ciebie Gwiazdooka
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Wto 16:33, 27 Lis 2007    Temat postu:

Delikatny błysk rozjasnil ciemna noc oznajmial nadciagajaca burze.Sierzant Klugle jak zawsze sprawdzal czy jego ludzie dobrze rozbili namioty i czy je okopali.Na jego oko ten blysk zapowiadal niezla nawalanice, ktora mogla pozrywac kolki od zle przybitych namiotów. Widzac kulacych sie przy ognisku
zołnierzy usmiechnal sie pod nosem. Wiedzial ze tej nocy nie zaznaja duzo ciepla, a temperatura utrzymywala sie kolo zera.Rozcieraja zgrabiale rece pomyslal o cieplym pokoju w karczmie, ktora kiedys odwiedzil, jednak szybko sie otrzasnal to byla Sylvania a nie mily zakakotek Imperium, tu zycie mozna bylo stracic w ciagu paru sekund zamyslenia. Widzac jak przy jednym ognisku zolnierze racza sie jakims specjalem z butelki dosiadl sie do nich.
-No moi mili,jego glos zabrzmial zgrzytliwie, moze byscie sie podzielili z waszym przelozonym..
-Alez sierzancie to tylko woda
-ja wam dam wode psie syny, pewnie siwuche pijecie, starego Klugle nie oszukacie, pozna jej zapach wszedzie, Pil ja kiedy wyscie jeszcze mleko matki pili.
-no dobrze sierzancie pan nas zawsze przejrzy...
-heh zbyt dlugo zyje na zolnierskim szlaku aby nie wiedziec co sie swieci. Tu kiedys byla normalna prowinicja, ale jakies czterdziesci piedziesiat lat temu gdy Mannlisieb i Morrlisieb byly w pelni musialo dojsc do jakis zaburzen i wszystko w tej prowincji sie zmienilo, no i teraz jestesmy tu a nie w cieplych lozka tulac sie do cycka zony, lyknal siwuchy i milczal przez chwile, a teraz na warte moi, nie dokonczyl mowic, gdyz odglos gromu przemieszal sie z krzykiem ze nadchodza.....
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Wto 16:35, 27 Lis 2007    Temat postu:

Obudziła się. Śniło jej się coś strasznego. Otworzyła oczy i zobaczyła, że jest w komnacie z Ulfem.
- Witaj!
-Witaj i Ty Yanee..-uśmiechnał sie do niej....
- Jak spałeś i jak się czujesz? Dziś chyba będzie cięzki dzień.
-Spałem spokojnie bez snów jak żadko....A dzisiejszy dzień będzie bardzo ciężki....Popatrzył jej głeboko w oczy....
- Mogę Ci jakoś pomóc? Czy rana bardzo Cię boli?
Patrzyła szczerze i z ufnością.
-Niestety rozmowe z nimi musze przeprowadzić sam....Delikatnie pocałował ja w policzek
- Wiem to będzie bardzo trudne, ale spróbuj byc dla nich miły. To ich zycie. - mówiąc to delikatnie pogładziła go po policzku
Wiem...ale obawiam sie tej rozmowy.....-powiedział szczerze
- I pewnie masz racje, bo nie będzie miła. Ale daj im i sobie szanse. Będzie dobrze. Zobaczysz. ...
Nagle usiadła na łóżku.
- Powiedz mi Ulf ...kiedy ty chcesz przejśc na tamta stronę, do Twojego świata? Chcesz to zrobić dziś?
Tak dziś....Dziś gwiazdy są odpowiedniej koniunkcji....zauwazył jak piękna sa włosy Yanee brazowe długie krecace sie az po talię...delikatnie dotknał ich...
Rozsypały się i dotknęly jego twarzy, gdy pochyliła się nad nim. Teraz to jej jasno zielone oczy wpatrywały się w niego.
- Dobrze więc. Ja jestem gotowa. - powiedziała cicho, ale zdecydowanym głosem.
Potem Ulf poczuł na swoich wargach jej delikatny pocałunek.
Odwzajemnił jej pocałunek delikatnie.Czuł zapach lasu...
Nagle jej włosy zmieniły barwę. Były zielone a woń lasu roztaczała się wokół.
- Czy to jest nasze pożegnanie? - szepnęła smutno.
-Czemu tak uważasz....-zapytał...-Shayn ....delikatnie pocałował ją nie konczac zdania
- Nie wiem. Czasem wyczuwam takie rzeczy. Może to koniec mego życia tutaj! Moja intuicja... To ona czasem podpowiada mi... Ale to wszystko jest nieważne ... nieważne. Ważna jest ta chwila. Chwila, kiedy jesteśmy razem.
Przytuliła się do niego i zamknęła szybko oczy, żeby nie zobaczył ...czegoś w nich.
Odciał sie od zrodła...nie chciał wyczyc tego co Yanee chciała ukryc przed nim.....Po prostu ja przytulił...Obiecał sobie ze bedzie ja chronił nawet jesli bedzie to kosztowało jego zycie....
-Delikatnie gładził jej włosy......Shayn....zdobyłas moje serce......
- Wiem - powiedziała radośnie. Czuję to. Ale co będzie z nami? Co będzie z Tobą i Vardą? Czy udźwigniecie ten ciężar? Współczuje wam. To nie będzie proste!
Sciezka Miraviel jest łatwa w porównaniu do mojej...Przytulił ją....
- To też wiem ... i to mnie smuci. A narazie zbieraj siły na rozmowę.
Zbliżyła swoje wargi do jego i pocałowała go namiętnie jak umiała najlepiej. Wiedziała, że nie ma w tym wprawy, ale chciała, by wiedział, by ...czuł, że ona ....
- Przynieść Ci coś do zjedzenia. Wolałabym, żebyś jednak niepotrzebnie się nie przemieszczał.
Czujac jej pocałunek jego ciało przebiegł dreszcz. zanurzył dłonie w jej włosach pozwolił unieść sie emocją,Pękła lodowa tafla broniaca jego uczucia..Całował ja delikatnie i namiętnie... Gdy oderwał wargi od jej warg uśmiechnał sie do Niej.....
-To raczej ja powiniem Ci przynieść coś do zjedzenia.....A czuje sie wrecz doskonale.....
- Nie to ja ... - powiedziała uśmiechając się do niego.
I znów go pocałowała i jeszcze i kolejny raz. Nagle zanurzyła się w tej namiętności. Czuła jakby leciała w przestworzach. Była wolna i szczęśliwa. Nie wiedziała co się dzieje wokół ... Żyła tą chwilą ...i chciała by trwała wiecznie ...
Pozwolił porwać sie namietonosci....Nie wiedział kiedy siegnał po zródło...Yanee poczuła wszytskie jego emocje,euforię radość a takze głeboki smutek....
Jak fala jego emocje omiatały jej drobne ciało. Wciąż leciała ... i choć czuła jego smutek ... była szczęśliwa.
Poczuła pocałunki na szyi,,...Po raz pierwszy nie czuł skazy zrodła....Byl szczesliwy.......Nie chciał przerwać tej chwili
Oddawała pocałunki. Chciała, żeby i on był szczęśliwy!
Dłonie przesuwała powoli pieszcząc jego ramiona. Była jak ślepiec, któremu darowano wzrok.

Jej ciało było tak delikatne...Delikatnie gładził jej skóre...Popatrzyli sobie głeboko w oczy.....
- Miłuję Cię - szepnęła tak cicho, że ledwo usłyszał.
Ich umysły zlało sie w jedno....Nie wiedzieli co się dzieje....nie istniał dla nich swiat istnieli sami dla siebie........
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Wto 16:35, 27 Lis 2007    Temat postu:

Wolf lezał spokojnie na dachu kamienicy przytulonony do swojej najlepszej przyjaciołki PSG1 z tłumikiem.Sprawdził odczyt wiatromierza Wszytko w normie nie trzeba odkrecac tłumika Czuł jej chłod na swoim policzku.POd nim znajdował sie plac na którym miało byc wygłoszone przemówienie.Jego zmodyfikowane oko zaczeło rózniac zbierajacy sie tłum.Czekał spokojnie czuł delikatne podniecenie na mysl ze po wykonaniu zadania spotka sie Visera swoja mocodawczynia a takze kochanka.Czekał juz tu od dwóch dni.Lezac bez ruchu.Nagle zamieszanie wsród tłumu zdziwiło Wolfa.Zaczał przeczesywac teren za pomoca lunetki.Zobaczył goryli tego na którego czekał.Usmiechnał sie.Na jego twarzy pojawiła sie satysfakcji czekał az senator wejdzie na mównice wtedy go zdejmnie.
Najpierw pojawił sie głowa,potem tułow.Mezczyzna zaczał gestykulowac.
Wolf wymierzył starannie tuz pod sercem.Delikatni nacisnał spust tak jakby wchodził w swa kochanke.
Huk wystrzału był cichy.Senator zachwiał sie i upadł na ziemie.Wokoł niego zaroiło sie do ochroniarzy.Czekał do zapadniecia zmroku.POczym wstał,rozmasował zesztywniałe nogi o długie lezenia i złozył sprzet.Zszedł po nieuzywanej klatce schodowej.Poczym udał sie do metra przez nikogo nie zaczepiany.Wysiadł na St Avenue i wszedl do pieknego domu.

W pokoju do którego wszedł czekała juz ona Vissera z lampka wina w rece.
Gratuluje Cieniu dobrze wykonane zadanie.Kwota za wykonanie zadania juz jest na Twoim koncie.Wolf usmiechnal sie ale jego usmysle zapalila sie lampka ostrzegawcza.Skad ona zna moj przydomek z Legii.Przeciez moje akta zostały opatrzone napisem scisle tajne paragraf AAAAAAA.Oficjalnie nie istnieje.
Wolf kochanie z Twojej twarzy czytam jak z ksiegi.Gryzie Cie to skad znam Twój pseudonim.Był tu dzis rano taki jeden pytał sie o Cienia.Powiedziałam ze nie znam a on na to ze Cien to Kidon*.Wtedy zrozumiałam ze to Ty.Przedstawił sie jako Stolat i dał ten numer. Wolf popatrzył na kartke nieprzytomnym wzrokiem widniało na niej dziewiec cyfr.124754935.Wolf tego nie zauwazył myslami był w kambodzy.Gdzie poznał Stolata.Obiecał mu wtedy oddać dług , dług zycia, który zaciagnał u Stolata.

Wrócił do rzeczywistosci popatrzył na Viserre która patrzyła na niego lubieznie.Z oddali dobiegała muzyka Mozarta.Delikatne takty muzki dodawały niesamowitosci tej nocy tej scenie.Wolf podszedł do Niej i pocałował ja mocno.Jego rece rozpieły jej koszule i delikatni zacisneły sie na jej piersiach.Jekneła cicho.Podniosł ja i zaniósł do łozka.Piescił jej albastrowe ciało porównianie jej do jego kochanki PSG1 byłoby grzechem.Myslał Wolf pieszczac jej ciało.Był dla Niej bardzo delikatny nieodczywał do niej nic poza porzadaniem jego uczucia odeszły wraz ze smiercia Minako. Kochali sie bardzo długo i namietnie.Potem Viserra zasnela wtulona ciało Wolfa.On nie spał myslał o Stolacie oraz o tym co go zmusiło do odebrania długu.Zasnał niespokojny.

Obudził sie rano popatrzyl na Visere i podniosł telefon wybrał numer z kartki i zadzwonił.Umówił sie z nim w podrzednej spelunce w MIescie.
Wział prysznic zebrał swoje rzeczy.Nie wygladał na uzbrojonego jednak kazdy złodzej by sie zdziwił widzac arsenałał który przy sobie nosił.

Zostawił kartke na sztole.Nie wracam.Cien.POczym wyszedł w dzien spowity mrokiem.Właczył sie w zycie miasta.CZuł sie jak w Kambodzy znowu był potrzebny swoim przyjacielom.Wszedł do Knajpy Stolata jeszce nie było usiadł i czekał
Powrót do góry
tanladwyr
Zaklęty Golem Cierniowy



Dołączył: 22 Paź 2006
Posty: 208
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: POZNAN!

PostWysłany: Wto 23:03, 27 Lis 2007    Temat postu: Re: takie male cus (wstep na wlasna odpowiedzialnosc)

to teraz cala reszta daje fote Very Happy

super morn jakzobaczylem te twoje wypociny to stwierdzilem ze przeczytam jak valhalle wydropie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 11:32, 28 Lis 2007    Temat postu:

Na prawdę niezłe! Co prawda w pracy to czytanie na raty, co nieco osłabia klimat, ale i tak mi się podoba! Gratulacje!
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Śro 22:23, 28 Lis 2007    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Sacred Strona Główna -> Historia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Elveron phpBB theme/template by Ulf Frisk and Michael Schaeffer
Copyright Š Ulf Frisk, Michael Schaeffer 2004


Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin